środa, 30 grudnia 2015

18# Podsumowanie roku, czy aby na pewno?

A więc... przyszła i ta pora. Koniec roku, czas na podsumowanie, ale... w trochę innym wydaniu. 


No to tak, nadal mam wrażenie, że jest 30 grudnia. Dopiero Johen uświadomił mi, że przecież dziś już 31, w końcu spałam cały boży dzień i straciłam poczucie czasu... nie wiem nawet jaki mamy dzień tygodnia, smutne. 
Zastanawialiście się kiedyś nad sobą? W sensie, ile dobrego zrobiliście przez całe swoje życie, ilu osobom pomogliście, ile macie na sumieniu, ile złego zrobiliście... W sumie to oczywiste, bo każdy czy to pod prysznicem, czy w łóżku przed snem rozmyśla nad sensem tego wszystkiego. A teraz zadajcie sobie ważne pytanie, czy to co zrobiliście jest dla was wystarczające? Osobiście w tym roku zrobiłam wiele rzeczy, momentami brakowało mi tchu w ciągu dnia, czasami cieszyłam się wolnymi dniami, kiedy to mogłam usiąść przy komputerze  i pooglądać seriale. Taa... Zawaliłam studia w tym roku, powtarzam drugi semestr od lutego. Mimo natłoku nauki nie udało mi się z ostatnim egzaminem, tym najważniejszym. To zabawne jak kawałek papieru może zaważyć na waszej rocznej pracy, nad nieprzespanymi nocami lub 3 godzinami snu dziennie, masą kartek z zadaniami, masą rzeczy do nauki... Ale nie można się załamywać, w końcu nie wszystko w życiu wychodzi prfekcyjnie, czasami każdemu powinie się noga, ale to nie powód by spuścić głowę i uciec. Powinniśmy pokazywać na ile nas stać i twardo brnąć przed siebie. Każdy z nas ma marzenia, ale by je spełnić nie możemy się poddawać. Jeśli chodzi  podsumowanie roku... cóż zrobiłam kilka strojów w sumie, trochę instantów. Z Liną, Ayu i Shizuką udało mi się spotkać na zdjęcia, które wyszły niesamowicie. W końcu mieliśmy niezastąpioną panią fotograf, Toru która nam pomagała, kochaną siostrę Liny i niezawodne 'modelki', a wszyscy pełni zapału do pracy. Z Magdą - Black Worn Jeans nagrałyśmy super filmiki ze stylizacjami i jeszcze zlot w Krakowie z przyjaciółmi i ARMYs. Wylądowałąm w tym roku na Pyrkonie z Umbrellą, byłam też na Baltikonie w Sopocie - bawiłam się przednio w stroju Ady i poza konkursem, czy conplace. Wraz z Naru wzięliśmy udział w kolejnej edycji Getting Out Festival, kolejna pochwała za twórczość na koncie. Zrobiłam cosplay mojej OC, którą dopracowuję na przyszły Pyrkon w projekci własnym oraz połasiłam się na świąteczną Chloe, czy wersję Ady Wong w labo. Nie obyło się także bez stroju Mitzi z The Cat Lady, czy instantów Susan Ashworth - starszej i za młodu. Leslie Withers, Ellie z The Last of Us, moja wersja Sitha - miałam dużo radochy przy robieniu teg. Na dodatek gościłam jako modelka na jednej sesji plenerowej, było zimno, ale super! Polecam takie przygody! Kiedy oblałam rok, to w moje rączki wpadł więcej czasu na samorząd studencki, czy wolontariat. Wiecie, robota papierkowa, dużo latania i ogólnej roboty przy organizacji, czy prowadzeniu czegoś. Moje poczynania wolontariackie mogliście śledzić na moim fp. Jestem z siebie z tego powodu naprawdę dumna, tyle udało mi się w tym roku zrobić. Nawet mogłam w końcu skoczyć do stajni i pojeździć konno jak za starych, dobrych czasów. Niesamowite! Na kolejny rok szykuje się jeszcze więcej! I mam zamiar pięknie zaliczyć ten rok, a potem iść dalej jak mi się marzy, ot co! Bo przcież musimy gonić za tym, co kochamy i co się dla nas w życiu liczy. Czasami jednak w tym biegu przydałoby się zatrzymać - przystanąć na chwilę i gapiąc się w przestrzeń powyliczać sobie pewne rzeczy, zastanowić się... pomaga. Szczególnie kiedy o 2 w nocy idzie się przez puste osiedle z muzyką z Life is Strange w słuchawkach, a potem z najwyższego punktu w mieście, wgapia się w migoczące światła miasta... Obym w 2016 miała trochę czasu na sen. Finito!

Przepraszam także za moją chaotyczną notkę, ale... jest jeszcze tyle rzeczy, których tu nie opisałam, alejest 5 rano, a ja muszę pofarbować komuś włosy. Mehehe. Będzie zabawa! Zemszczę się. :) 

No to ten... dziękuję za wytrwanie do końca. G'night, dzieńdobrywieczór, czy coś. Cześć. :P

wtorek, 1 grudnia 2015

17# Krótka recenzja paletek z cieniami - Dior 8 kolorów & Dior 28 kolorów, czyli czy warto inwestować.

Witajcie, króliki! Dzisiaj krótka recenzja cieni do powiek! Zapraszam!

Czerń i złoto, czyli opakowania na 'bogato'. Tak prezentują się pudełka z paletkami od Dior'a. 


Osobiście celowałam tym razem w szminki, ale kiedy zobaczyłam te paletki, to dosłownie się zakochałam.

W pierwszej kolejności chciałabym sprezentować wam większą wersję. Było ich jak psów, mieszanki kolorystyczne w środku różnorakie. To opakowanie zawiera 28 kolorów i jest to numer '02'. 



Pudełko jest ładne, błyszczące i łatwo się otwiera - nie trzeba się z nim siłować w obawie o cienie, jak z niektórymi produktami. 


Tak prezentuje się po otwarciu. Duże, wygodne lusterko sprawia, że można ich łatwo używać w każdym miejscu.


Cienie są perłowe, dają świetny efekt na oku, łatwo zrobić gradiet, czy wszelakie wariacje kolorystyczne.



Odcienie bez filtrów. 


Druga jest znacznie mniejsza. Zawiera jedynie 8 kolorów i jest to numer '01', jednak mieszanki kolorystyczne w pudełkach były po prostu magiczne.


I znowu mamy do czynienia ze złotem. na dodatek się świeci, a ja mam taką manię na błyskotki, że czasami nie mogę się napatrzeć przy dobrym świetle. :)


To pudełeczko także jest bardzo wygodne jeśli chodzi o otwieranie, jestem z tego bardzo zadowolona. Jest to dobra opcja, jeśli nie potrzebujemy dużej ilości kolorów, a liczymy na dobrze trzymające się cienie, czy to na imprezę, czy wyjścia w miasto. 


Tak prezentuje się po otwarciu. Targetowałam w odcienie fioletu, różu i niebieski. Ta wersja jest dla mnie wręcz idealna. 


Kolory bez filtrów. Bardzo żywe, te także są perłowe. Bling bling.



A tak róż z małej paletki i czerń z dużej prezentują się na oku. Dodałam także trochę złota.





Myślę, że to bardzo dobra inwestycja, jeśli pragniemy produktu, który spełni nasze oczekiwania. Cienie nie sypią się, łatwo rozcierają i bardzo dobrze trzymają na oku. Cały dzień pięknego koloru gwarantowany, a nawet jeśli trzeba to i noc! Polecam gorąco, na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. ;)




sobota, 19 września 2015

16# Walcząc z potworami, czyli kiedy wszystko dookoła zawiedzie.

Ostatnio wiele rzeczy zaprząta mi głowę... sama nawet dokładnie nie jestem pewna jak powinnam zacząć ten post. Może po prostu przejdę do rzeczy, zamiast się rozwodzić?

Zacznijmy więc od samego wyjaśnienia 'kim jest hejter'?
Hejter to osoba, która żywi nienawiść przez zazdrość. Nie jest to nieuzasadniona zazdrość, często osoby tego typu gnoją innych przez to, że tamci osiągnęli sukces poprzez swoją ciężką pracę i determinację, czego takowym hejterom brakuje. Najczęściej siedzą na tyłkach i praktycznie nic nie robią ze swoim życiem, uprzykrzają je za to innym. Zazdość jest częsta z powodu lepszych ubrań, poczucia stylu, pieniędzy, sławy, powodzenia u mężczyzn lub kobiet, czy też spełnianie się w pasji. Można tego wymieniać i wymieniać, lista jest niemal nieskończona. Co więc taka osoba nazywana 'hejterem' ma w głowie? Oczywiście siano, nic innego tam nie znajdziecie. Bo gdyby takie osoby miały chociaż trochę oleju w głowie, to byłyby świadome, że nie każdy 'sławny' człowiek, czy odnoszący sukces jest stabilny/silny psychicznie. Bywało dużo przypadków samobójstw, lądowania w psychiatryku, na silnych lekach, czy samookaleczenia przez głupawe wywody hejterów w kierunku swoich ofiar. W internecie jednak trzeba być bardzo silnym, inaczej nie przetrwa się długo. Pamiętajcie, hejterzy to już nawet nie są ludzie... to wstrętne trolle, które próbują was sprowokować, ale nie warto się im dawać, nie są oni nic warci. Tak samo nie należy uskuteczniać ich zachowania, czasami w walce z nimi sami zniżamy się do ich poziomu i albo zostajemy przez nich rozłożeni na ich płaszczyźnie albo sami się w nich zamieniamy... Jak to rzekł Fryderyk Nietzsche: "Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem. Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również w nas". I tego właśnie każdy powinien się trzymać. Jednak hejterzy nie są głównym tematem, a jest nim zagadnienie związane z walką o swoje i pokazaniem ile jest się wartym. Bo co zrobić kiedy najważniejsze w twoim życiu osoby zawiodą? Kiedy na drodze, którą kroczysz powinie ci się noga? W końcu każemu się zdarza. Co zrobić, kiedy inni w ciebie zwątpili i postawili na tobie krzyżyk? Najlepiej dalej wierzyć w siebie, brnąć na przód i utrzeć tym osobom nosa. 

Krótka historia z życia, a mianowicie czasy liceum.
Nie byłam uczennicą, która pilnie uczęszczała na zajęcia. Miewałam po 400 godzin nieobecnych na rok, biłam rekordy uczniów naszej szkoły... Cóż, nienawidziłam swojej klasy. Wolałam spędzać czas lekcyjny w parku i szlifować swoje pasje - wtedy dużo tańczyłam z ogniem, więc w trakcie zajęć uczyłam się tricków, czy to sama, czy ze znajomymi. Opuszczanie zajęć wiązało się z nadrabianiem, dawałam radę zaliczać sprawdziany w terminach, oceny miałam podobne do uczniów, którzy chodzili do szkoły niemal cały czas - nie licząc pojedynczych przypadków choroby, czy innych. Czułam się dużo lepiej z dala od zgiełku korytarzy pełnych uczniów, z dala od nauczycieli i tego przeklętego budynku. Miałam wspaniałego wychowacę, który wspierał mnie mimo moich złych decyzji, podnosił mnie na duchu i podawał rękę, kiedy na swojej drodze potknęłam się i upadłam. Naprawdę powinno być więcej takich nauczycieli, ale cóż najbardziej w tej całej historii zmierzam do nauczycielki języka polskiego. W szkole średniej planowałam maturę rozszerzoną z polskiego i dostanie się na jakieś konkretne studia na kierunek językowy. Niestety w którymś momencie ścięłam włosy, zafarbowałam na specyficzny kolor, zaczęłam ubierać się jak chłopak i okolczykowałam. Nauczycielka nagle zaczęłą traktować mnie gorzej, niż gówno... Wedle jej ustaleń oddanie pracy pisemnej na czas, wiązało się z tym, że nie miało się dostać jedynki do dziennika, nawet jeśli praca będzie okropna. Żaden nauczyciel nigdy nie narzekał na moje wypracowania - szło mi to całkiem nieźle. Tutaj tak nie było. Oddawałam prace na czas, przychodziłam na zajęcia, ciągle dostawałam jedynki i słowa, że nie powinnam podchodzić do rozszerzenia, skoro nie daję sobie rady na podstawie. Tak właśnie skończyłam z poprawką na semestr i poprawką przed samymi maturami.. obie cudem zdałam. Lepszym było, że miałam zaliczyć bez poprawek, jednak nauczycielka wypierała się własnych słów. Cóż za zniesmaczenie takim zachowaniem, naprawdę... Mówienie, że powinno się poprawić oceny oraz nakazanie przyjścia do odpowiedzi, ale z wyuczonym materiałem o większym zakresie, niż reszta, która przychodziła zaliczać. Okej, nauczyłam się, ale nie spodziewałam się, że nauczycielka wyprze sie swoich słów i powita mnie ciepłym "widzimy się w lutym". Mimo wszystko poradziłam sobie. Zdziwiłam się także, że nie usadziła mnie dla zasady i jej własnego kaprysu. Nie tylko ona we mnie nie wierzyła, koleżanki także nieprzyjemnie wyrażały się na temat moich ocen i 'nieprzytomności' na zajęciach. Że nie czytam lektur na rozszerzenie, że jak ja sobie wyobrażam maturę. Kiedy przyszło co do czego, w 45 minut napisałam 3 strony, wyszłam jako pierwsza... reszcie zajęło to 2 do 3 godzin. Wyniki były niemal takie same, a przecież koleżanki miały prawie 5, a ja jechałam na samych 1. Obrazuje to, jak bardzo oceny nie są adekwatne do wiedzy. To tylko liczby, które ktoś gdzieś zapisuje. Nie znaczą praktycznie nic... bo tak naprawdę liczy się to, co wiecie i na ile umiecie to wykorzystać. Liczy się też to, czy w siebie wierzycie, kiedy inni próbują was zmieszać z błotem. 


Kiedy wychodzi ci coś lepiej, niż innym. Kiedy zaczynają siać przez to ferment, krytykować cię i poniżać. Weź się w garść. Takim osobom trzeba utrzeć nosa. Wiesz, że sobie poradzisz. Inni próbują mierzyć cię swoją miarą, ale tak naprawdę to ty masz wielką wartość. Jeśli masz pasje, to rozwijaj je. Jeśli masz marzenia, to staraj się do nich dążyć. Jeśli masz cel, to pracuj ciężko i go osiągnij. A co najważniejsze... wierz w siebie. Kiedy inni przestają, ty twardo brnij przed siebie. Jeśli ktoś sprawia ci problemy, zignoruj to. Wiadmo, że kiedy bliskie osoby próbują cię zgnoić jest to przykre, czasami ma się ochote uronić łzy, czasami się to robi... Ale grunt to walczyć. Udowodnić im jak bardzo się mylili i jak silni jesteśmy. Pamiętaj także, że na drodze może powinąć się noga, ale to nie jest koniec świata. Ludzie popełniają błędy i nie zawsze wszystko wychodzi perfekcyjnie lub tak jak byśmy chcieli. Noga powinie ci się w życiu jeszcze wiele razy, ale nie jest to powód, by się załamywać. To twoje życie, przeżyj je tak, byś nigdy go nie żałował.

__________________________________

Na koniec cudowny plakat w moim pokoju, który podnosi mnie na duchu, kiedy mam ochotę w siebie zwątpić.


piątek, 31 lipca 2015

15# Within Temptation, wesołki i miłość wszędzie, czyli Przystanek Woodstock 2015!

Witajcie, króliki! 

A więc dziś mam kilka zdjęć z woodstocku! Wybraliśmy się w tym roku specjalnie na Within, ale za rok obiecałam sobie zostać tam na dłużej. Brakuje mi tego klimatu na dłuższą metę, bo uwielbiam atmosferę woodstocku. Nawet moje kochanie przekonało się i może wpadnie na jeden dzień za rok. :)

Nasza pierwsza woodstockowa foteczka w tym roku! Cześć, Toru. <3


Oczywiście także musiałam wyjąć telefon i zadziałać. 


Patrzę na te zdjęcia i kocham swoje rude włosy. Jednak mój przejściowy blond, a raczej kurczak był słaby. :) Zostaję przy zdaniu, że czerwony, rudy, czarny i niebieski najbardziej mi pasują. :P


Na Woodzie oczywiście spędziłyśmy czas z częścią Umbrelli. :) Ślicznemu mopsikowi przysłoniłam twarzyczkę, bo będzie na mnie krzyczeć. xD W końcu jakieś wspólne zdjęcie. <3 


Tradycjynie, bo co pije się na Woodstocku? 
PIWOOOOOOO! :D


Niestety pogoda była tym razem bardzo zdradliwa. Raz ciepło, a nawet upalnie do przesady, a potem znowu zimno i telepało człowiekiem. Dobrze, że zaopatrzyłam się w sweter i bluzę, bo Gaik by mi zmarzła. Chociaż nie uratowałam się przed umieraniem dzisiaj. Czuję, że mnie rozkłada. W sumie dodakowo trzyma mnie alergia oraz okrutne zakwasy od łażenia w jedną i drugą stronę po całym polu. Także droga z Kostrzyna była męcząca. :)


Odliczanie do koncertu. 


 I w końcu nasz cudowny moment. <3 Within Temptation na scenie. Wspaniały głos, gra także niesamowita. Usłyszeć to na żywo, to takie sndkjsahdakhdasj. <3


W tym roku także mieliśmy na Woodstocku diabelski młyn. Ciekawe czy bym tam dostała kręćka, chociaż lęku wysokości nie mam. :P


Przed koncertem Nemek poszedł po picie, dostałam butelkę Coca Coli do łapek. Magicznie na niej znalazło się imię mojej siostry, więc koncert spędziłam z nią. Śmieję się do teraz, że to jakiś dziwny znak. 



Oczywiście dowiedziałyśmy się fajnych rzeczy rano. No i mamy sobie z Gaik cudowne autografy od Within. <3 Jestem w niebie, naprawdę. Szkoda tylko, że kilka lat temu nie złapali tak Sabatonu, bo bym mogła umierać. ;a; Chociaż po wczorajszym i tak umarłam sobie wewnętrznie.



Kolejną niespodzianką była kostka gitarzysty Within. Druga woodostockowa kostka do kolekcji. <3 Kocham to. ;;;;;;;;;_____________;;;;;;;; <3





Jasnym było też, że w końcu kupię nową chustę. Pierwszą kupowałam na Woodzie 2012, którą zgubiłam na festiwalu w ubiegłym roku. Bardzo bolało, ale już jest ze mną nowa. I tej nie mam zamiaru gubić. ;;



A tutaj macie fragment koncertu Within Temptation. :) 


TRZYMAJCIE SIĘ CIEPŁO!


wtorek, 28 lipca 2015

14# Life is Strange - Dark Room, teorii część dalsza.


A więc kochani... teorii część dalsza! Uwaga na spojler epizodu 4!
A przynajmniej muszę wyjść z tego, co pisałam wcześniej. Chociaż część rzeczy była naprawdę blisko.


Mimo wszystko spodziewałam się infiltracji Vortexu w alternatywnej rzeczywistości... nie doszło do tego. Tak samo nie doszło do poinformowania Williama o mocy i poświęcenia. I fakt, nie ogarnęłam przy tym, że przecież Chloe dostała auto na urodziny... i to przez nie uległa wypadkowi. 


Max sama dokonała wyboru zaraz po tym, jak zgodziła się uśmiercić Chloe.



Po wszystkim wraca nasza Chloe i dziewczyny dalej szukają dowodów, jak i Rachel Amber.  Podczas przeszukiwania pokoju Nathana, znajdujemy krzyż i kwiaty, które zostały zabrane spod zdjęcia Kate, znajdującego się przed wejściem do dormu, a także jedną z selfi Max, która najwyraźniej została przez niego skradziona. Dowodzi to częściowo, że Nathan coś kombinuje i Max może stać się kolejnym celem, tak samo jak Chloe znajduje się na celowniku szalonego chłopaka z Akademii Blackwell. 



Kolejną ważną rzeczą jest to, czy powstrzymamy Warrena przed pobiciem Nathana, czy pozwolimy mu na okazanie wyższości... według mnie lepszym jest zatrzymanie go.
Czyżby przez to był w niebezpieczeństwie? W końcu po wszystkim Nathan znika, a my mamy trudności z jego odnalezieniem.



Następnie udają się do Franka po listę klientów. Tam także ważne jest wiele wyborów. Po rozmowie, w której go nie denerwujemy i  zabity nie zostaje ani on, ani jego pies... okazuje się, że Frank to miły człowiek i bardzo kochał oraz kocha Rachel. Pomaga nam, a my zyskujemy sojusznika.


Po połączeniu wielu faktów zawartych w dowodach, Chloe i Max dostają się do stodoły na odludziu, która jest dobytkiem rodziny Nathana. Dziwne? Nie sądzę. Znajduje się tam wielki, ukyty schron przeciwsztormowy, czyli tak zwane storm cellar. 


Po wejściu okazuje się jednak, że jest to gigantyczne studio fotograficzne oraz nasz tytułowy DARK ROOM... na dodatek jest tam wyczuwalne coś niepokojącego, a na półkach znajdują się dokumenty domniemanych ofiar. Czyżby Nathan naćpał dziewczyny, a potem wykorzystał je do swoich dziwnych sesji fotograficznych? Nic bardziej mylnego... na samym końcu epizodu dowiadujemy się o kimś jeszcze... i Nathan jedynie współdziała z naszym złoczyńcą. 

Na półce segregatory ze zdjęciami Kate, Rachel oraz Victorii, ale ten z kolei jest pusty. Można z góry założyć, że Nathan czaił się na Victorię i chciał zrobić z niej kolejną ofiarę. 


Zdjęcia z segregatorów przedstawiające Rachel oraz Kate, zapłakane... związane i oszołomione. Bez obecności.

Po chwili patrzenia na screena i słowach tam wyczytanych przyszło mi na myśl coś jeszcze.. w końcu Kate przeżyła... delikatna, nie robiąca praktycznie nic i taka, która nie umie się obronić i postawić na swoim... a Rachel? 'Rachel is awake and fucking furious', czyżby chciała zrobić coś sprawcy za krzywdę? Czyżby chcieli pozbyć się problemu, który umiał im dokopać?


Hrmm..."(...)she has something in her mouth", czyżby zabita poprzez uduszenie? Raczej nie było to przedawkowanie narkotyków... ewentualnie z przedawkowania zadławiła się własnymi wymiocinami... jednak na zdjęciach jest czyściutka. Może oni umieścili jej coś w ustach?


Czy Rachel leży tu na Nathanie? Nie wygląda zbytnio jakby pozował do tego zdjęcia... poza tym czemu zostawił w schronie swoją kurtkę...


Kate jest całkowicie nieobecna. Możliwe, że dało jej to szansę na przeżycie.



Także na komputerze znalazło się zdjęcie związanej Kate, widocznie ktoś niedawno je retuszował.


W schronie znajdujemy także rachunek za całą tą podziemną budowlę, co za tym idzie rodzina Nathana także wspierała przedsięwzięcie, albo nie wiedziała do czego zostanie to wykorzystane. Chociaż Max prosi Warrena o zebranie informacji o ojcu Nathana. Możliwe, że nie tylko jego brat, ale także i cała rodzina jest w to zamieszana. Niezłe bagno.


Opuszczając to straszne miejsce, znajdujemy narkotyki... te które zostały podane Rachel oraz Kate i innym ofiarom. Te same... które ogarniał Nathan... i te same, które mogą bardzo utrudnić nam zadanie.


Po wszystkim Chloe szybko rusza na wysypisko. W ciągu rozgrywki jest to druga wizyta tam, jednak Chloe wie czego szuka... Znajdują tam przysypane ziemią, rozkaładające się ciało Rachel Amber *a przynajmniej tak sądzę*.



Kate została naćpana oraz zabrana do Dark Roomu, zupełnie jak Rachel. Kate przeżyła *w mojej wersji po wyborach*, jednak pragnie sprawiedliwości. Rachel wydaje się być łanią, która od początku uważana jest za ducha Max. Kiedy dziewczyny znajdują ciało, duch łani znika. Jakoby chciał doporowadzić je do tego miejsca, by ciało zostało zalezione, a Rache; pomszczona. Być może jako siła wyższa to właśnie ona dała Max moce, skoro Chloe twierdzi, że Rachel ją kochała, a ona kochała Rachel, i jeśli to Nathan ze wspólnikiem zabili Rachel... ten motyl w łazience jako znak duchowy Chloe.
Rachel nie mogła dopuścić, by dziewczyna którą kochała zginęła jak ona, z rąk dokładnie tej samej osoby... więc posłużyła się Max,drugą najbliższą Chloe osobą. Widziała, że ta ją uratuje. 


 Nie rozumiem jedynie motywu dwóch księżyców. Wiem, że apokalipsa ma nadejść, w końcu zbliża się to tornado, zwierzęta umierają jakby ktoś strzelał do jednego za drugim... Ale ciekawą rzeczą jest to, że wchodząc na imprezę Vortexu mamy 2 księżyce, a kiedy opuszczamy to miejsce ten wyżej znika i pozostaje nasz główny. Jakby duch Rachel coś powodował... siła wyższa...


Przed wejściem na imprezę Warren robi sobie z nami zdjęcie, możliwe że dzięki niemu będziemy mogli się cofnąć, bo końcówka epizodu jest naprawdę wielkim ciosem dla umysłu. Na dodatek nie tylko ze względu na naszą protagonistkę, ale także na to, że Warrenowi mogło się coś stać za sprawą Nathana. Być może w kolejnym epizodzie ujrzymy go martwego. Co byłoby dużym ciosem, nawet z możliwością zastosowania efektu motyla. Na dodatek jeśli Victoria nie uwierzy na imprezie w nasze ostrzeżenie, ale może będziemy potrzebowali jej pomocy i ta decyzja może okazać się kluczowa. Czyli podobnie jak w przypadku Franka.


Po tym jak nie znajdujemy Nathana w Vortex Klubie, dowiadujemy się o wynikach konkursu fotograficznego... nasz profesor daje pierwsze miejsce Victorii, co za tym idzie jest w wielkim niebezpieczeństwie. Pamiętacie jak Chloe i Max odkrywają 'głębsze' relacje Vic z profesorem? Gość od początku wydawał się być podejrzany, chociaż usiłował być miły, a Vic była od początku wredną suką.

Dostajemy sms'a od Nathana... przez co ruszamy na wysypisko. Ciało Rachel dalej tam jest, jednak ktoś nagle aplikuje Max narkotyki. Traci ona możliwość cofinięcia czasu, a Chloe...



Chloe dostaje strzał w sam środek czoła... nie możemy pomóc przyjaciółce, gdyż zaczynamy odpływać.


Ostatnim obrazem jaki widzimy na wysypisku, jest twarz profesora. Wredny skurczybyk. Right?


Następną sceną jest błaganie Max oraz dłonie w rękawiczkach, pobierające większe ilości narkotyku... A co to oznacza? Wylądowaliśmy właśnie w DARK ROOMIE! Ot co! Co będzie dalej? Mamy wielki problem... jeśli nie skończymy jak Kate, nie będziemy mogli cofnąć czasu... jeśli skończymy jak Rachel? Chloe martwa, my także, a oni będą mogli dalej ciągnąć swoje gierki. A co jeśli to Victoria musi do nas dotrzeć? A może sami uciekniemy szaleńscowi z dziwnymi zapędami fotograficznymi? W sumie przy okazji mordercą  lub mordercami. Nie wiemy na ile Nathan ma w tym udział... może jest jedynie marionetką? Jego kurtka w Dark Roomie... musiał tam być.


A koniec i tak się zbliża... byle do kolejnego epizodu i do wyjaśnienia wszystkiego. Czy oni też mają jakieś super moce? Tak samo jak Max? A może to Rachel jako duch pragnie zemsty na swoich mordercach... chce sprawiedliwości? Któż to wie... 


Według mnie także wybory wiele nas kosztowały. Czasami lepiej było trzymać język za zębami.


A teraz byle do kolejnego. Snujcie swoje teorie w komentarzach. Ja częściowo rozwijam swoje poprzednie domniemania. Jestem ciekawa co z naszą bezdomną, no i co się stanie z nami. Piszcie w komentarzach! G'night!