sobota, 19 września 2015

16# Walcząc z potworami, czyli kiedy wszystko dookoła zawiedzie.

Ostatnio wiele rzeczy zaprząta mi głowę... sama nawet dokładnie nie jestem pewna jak powinnam zacząć ten post. Może po prostu przejdę do rzeczy, zamiast się rozwodzić?

Zacznijmy więc od samego wyjaśnienia 'kim jest hejter'?
Hejter to osoba, która żywi nienawiść przez zazdrość. Nie jest to nieuzasadniona zazdrość, często osoby tego typu gnoją innych przez to, że tamci osiągnęli sukces poprzez swoją ciężką pracę i determinację, czego takowym hejterom brakuje. Najczęściej siedzą na tyłkach i praktycznie nic nie robią ze swoim życiem, uprzykrzają je za to innym. Zazdość jest częsta z powodu lepszych ubrań, poczucia stylu, pieniędzy, sławy, powodzenia u mężczyzn lub kobiet, czy też spełnianie się w pasji. Można tego wymieniać i wymieniać, lista jest niemal nieskończona. Co więc taka osoba nazywana 'hejterem' ma w głowie? Oczywiście siano, nic innego tam nie znajdziecie. Bo gdyby takie osoby miały chociaż trochę oleju w głowie, to byłyby świadome, że nie każdy 'sławny' człowiek, czy odnoszący sukces jest stabilny/silny psychicznie. Bywało dużo przypadków samobójstw, lądowania w psychiatryku, na silnych lekach, czy samookaleczenia przez głupawe wywody hejterów w kierunku swoich ofiar. W internecie jednak trzeba być bardzo silnym, inaczej nie przetrwa się długo. Pamiętajcie, hejterzy to już nawet nie są ludzie... to wstrętne trolle, które próbują was sprowokować, ale nie warto się im dawać, nie są oni nic warci. Tak samo nie należy uskuteczniać ich zachowania, czasami w walce z nimi sami zniżamy się do ich poziomu i albo zostajemy przez nich rozłożeni na ich płaszczyźnie albo sami się w nich zamieniamy... Jak to rzekł Fryderyk Nietzsche: "Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem. Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również w nas". I tego właśnie każdy powinien się trzymać. Jednak hejterzy nie są głównym tematem, a jest nim zagadnienie związane z walką o swoje i pokazaniem ile jest się wartym. Bo co zrobić kiedy najważniejsze w twoim życiu osoby zawiodą? Kiedy na drodze, którą kroczysz powinie ci się noga? W końcu każemu się zdarza. Co zrobić, kiedy inni w ciebie zwątpili i postawili na tobie krzyżyk? Najlepiej dalej wierzyć w siebie, brnąć na przód i utrzeć tym osobom nosa. 

Krótka historia z życia, a mianowicie czasy liceum.
Nie byłam uczennicą, która pilnie uczęszczała na zajęcia. Miewałam po 400 godzin nieobecnych na rok, biłam rekordy uczniów naszej szkoły... Cóż, nienawidziłam swojej klasy. Wolałam spędzać czas lekcyjny w parku i szlifować swoje pasje - wtedy dużo tańczyłam z ogniem, więc w trakcie zajęć uczyłam się tricków, czy to sama, czy ze znajomymi. Opuszczanie zajęć wiązało się z nadrabianiem, dawałam radę zaliczać sprawdziany w terminach, oceny miałam podobne do uczniów, którzy chodzili do szkoły niemal cały czas - nie licząc pojedynczych przypadków choroby, czy innych. Czułam się dużo lepiej z dala od zgiełku korytarzy pełnych uczniów, z dala od nauczycieli i tego przeklętego budynku. Miałam wspaniałego wychowacę, który wspierał mnie mimo moich złych decyzji, podnosił mnie na duchu i podawał rękę, kiedy na swojej drodze potknęłam się i upadłam. Naprawdę powinno być więcej takich nauczycieli, ale cóż najbardziej w tej całej historii zmierzam do nauczycielki języka polskiego. W szkole średniej planowałam maturę rozszerzoną z polskiego i dostanie się na jakieś konkretne studia na kierunek językowy. Niestety w którymś momencie ścięłam włosy, zafarbowałam na specyficzny kolor, zaczęłam ubierać się jak chłopak i okolczykowałam. Nauczycielka nagle zaczęłą traktować mnie gorzej, niż gówno... Wedle jej ustaleń oddanie pracy pisemnej na czas, wiązało się z tym, że nie miało się dostać jedynki do dziennika, nawet jeśli praca będzie okropna. Żaden nauczyciel nigdy nie narzekał na moje wypracowania - szło mi to całkiem nieźle. Tutaj tak nie było. Oddawałam prace na czas, przychodziłam na zajęcia, ciągle dostawałam jedynki i słowa, że nie powinnam podchodzić do rozszerzenia, skoro nie daję sobie rady na podstawie. Tak właśnie skończyłam z poprawką na semestr i poprawką przed samymi maturami.. obie cudem zdałam. Lepszym było, że miałam zaliczyć bez poprawek, jednak nauczycielka wypierała się własnych słów. Cóż za zniesmaczenie takim zachowaniem, naprawdę... Mówienie, że powinno się poprawić oceny oraz nakazanie przyjścia do odpowiedzi, ale z wyuczonym materiałem o większym zakresie, niż reszta, która przychodziła zaliczać. Okej, nauczyłam się, ale nie spodziewałam się, że nauczycielka wyprze sie swoich słów i powita mnie ciepłym "widzimy się w lutym". Mimo wszystko poradziłam sobie. Zdziwiłam się także, że nie usadziła mnie dla zasady i jej własnego kaprysu. Nie tylko ona we mnie nie wierzyła, koleżanki także nieprzyjemnie wyrażały się na temat moich ocen i 'nieprzytomności' na zajęciach. Że nie czytam lektur na rozszerzenie, że jak ja sobie wyobrażam maturę. Kiedy przyszło co do czego, w 45 minut napisałam 3 strony, wyszłam jako pierwsza... reszcie zajęło to 2 do 3 godzin. Wyniki były niemal takie same, a przecież koleżanki miały prawie 5, a ja jechałam na samych 1. Obrazuje to, jak bardzo oceny nie są adekwatne do wiedzy. To tylko liczby, które ktoś gdzieś zapisuje. Nie znaczą praktycznie nic... bo tak naprawdę liczy się to, co wiecie i na ile umiecie to wykorzystać. Liczy się też to, czy w siebie wierzycie, kiedy inni próbują was zmieszać z błotem. 


Kiedy wychodzi ci coś lepiej, niż innym. Kiedy zaczynają siać przez to ferment, krytykować cię i poniżać. Weź się w garść. Takim osobom trzeba utrzeć nosa. Wiesz, że sobie poradzisz. Inni próbują mierzyć cię swoją miarą, ale tak naprawdę to ty masz wielką wartość. Jeśli masz pasje, to rozwijaj je. Jeśli masz marzenia, to staraj się do nich dążyć. Jeśli masz cel, to pracuj ciężko i go osiągnij. A co najważniejsze... wierz w siebie. Kiedy inni przestają, ty twardo brnij przed siebie. Jeśli ktoś sprawia ci problemy, zignoruj to. Wiadmo, że kiedy bliskie osoby próbują cię zgnoić jest to przykre, czasami ma się ochote uronić łzy, czasami się to robi... Ale grunt to walczyć. Udowodnić im jak bardzo się mylili i jak silni jesteśmy. Pamiętaj także, że na drodze może powinąć się noga, ale to nie jest koniec świata. Ludzie popełniają błędy i nie zawsze wszystko wychodzi perfekcyjnie lub tak jak byśmy chcieli. Noga powinie ci się w życiu jeszcze wiele razy, ale nie jest to powód, by się załamywać. To twoje życie, przeżyj je tak, byś nigdy go nie żałował.

__________________________________

Na koniec cudowny plakat w moim pokoju, który podnosi mnie na duchu, kiedy mam ochotę w siebie zwątpić.